Siwa, w nieśmiertelnej chustce na głowie, przygotowująca pierogi. Opiekująca się dziećmi, bo ich rodzice właśnie nie mogą. Zawsze uśmiechnięta i zadowolona. Niewyczerpana skarbnica bajek i opowieści. W każdej sytuacji gotowa spieszyć z pomocą. Dyspozycyjna.
Przyznacie Państwo, że brzmi to jak gazetowy anons pod tytułem „idealna pomoc domowa pilnie poszukiwana”. A takie właśnie są najczęściej oczekiwania pod adresem babć. I taki jest, co tu ukrywać, społeczny stereotyp. Babcia już się nażyła. Teraz przyszedł czas na dawanie siebie innym.
W nieograniczonym wymiarze czasowym, dwadzieścia cztery godziny na dobę, ze szczególnym uwzględnieniem niedziel i świąt. Niech no tylko spróbuje inaczej! Okaże się wtedy wyrodną… babcią.
Oczywiście, bywa tak, że dla kobiety realizowanie się w ramach takiego stereotypu jest sytuacją korzystną, a nawet pożądaną. Wtedy wszystko w porządku. Ale bywa też inaczej. Bywa, że wtłaczanie w stereotyp staje się źródłem bólu i zmartwienia.
Jakiś czas temu rozpoczęła się walka o prawa kobiet. Prawo do pracy, głosowania, prawo do wyboru partnera. Prawo do stanowienia o sobie.
O paradoksie! W chwili, gdy mamy już zagwarantowane społecznie prawa, okazuje się, że wszystkie one (poza prawem do głosowania) znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różczki w momencie narodzin wnuków. Kobieta przestaje być kobietą, a staje się babcią.
Babci nie przystoi:
- mieć życia uczuciowego, bo już się przecież nażyła ( czytaj: napracowała, naopiekowała dziećmi, naprała, nasprzątała, naprasowała, nawysłuchiwała o cudzych smutkach i kłopotach, napocieszała i naprzyszywała urwanych uszu misiom). Jeśli więc któraś samotna kobieta w odpowiednim wieku, a przy tym posiadająca niczym niezasłużony status babci odważy się zakochać, to z całą pewnością znajdzie się liczne grono bardzo życzliwych jej osób, które sprowadzą ją na ziemię i wybiją ten absurdalny pomysł z głowy. Szczęście osobiste babci? Nigdy!
- posiadać pomysłów na samorealizację i sposoby spędzania – nareszcie wolnego – czasu. Niczym nieuzasadniony mit głosi, ze jeśli nie zagospodaruje się babci życia, to wówczas ona, osoba nie mająca stałych obowiązków zawodowych, zupełnie nie będzie wiedziała, co ze sobą zrobić. Poczuje się nikomu niepotrzebna i z pewnością wpadnie w depresję. Głęboką i zapewne nieuleczalną. W efekcie okazuje się, że mniej dbamy o sensowne zagospodarowanie wolnego czasu naszych dzieci (niech no sobie maleństwo posiedzi przed telewizorem, może coś zobaczy) niż o wolny czas babć. Babcia nawet przed telewizorem spokojnie posiedzieć nie może, bo już się naoglądała.
- inwestować w siebie. Fryzjer, kosmetyczka, nowa bluzka? Po co? Wyobrażacie sobie Państwo, jaki popłoch i zamieszanie w życiu rodziny spowodowałby pomysł babci, by uczyć się np. japońskiego, zakładając, że całe życie o tym marzyła? Żeby chociaż kurs kroju i szycia, wiadomo, czasy ciężkie, obszyje wnuki. Ale japoński?
- mieć marzeń ( poza oczywiście marzeniami o świetlanej przyszłości dzieci i wnuków). Szkoda, że nikt do tej pory nie badał, gdzie istnieje dopuszczalna w nasze kulturze granica wiekowa dla posiadania marzeń. Sądzę, że trzydziestolatki mogą jeszcze marzyć bezkarnie, ale czterdziesto – i pięćdziesięciolatki powinny to robić niejako pokątnie, bo marzenia w tym wieku nie są akceptowane społecznie.
Reasumując: bycie babcią to niezwykle ważna misja życiowa i każda kobieta posiadająca po temu warunki (czytaj: wnuki) powinna oddać się jej bezgranicznie. Jeśli nie jest gotowa do realizacji obowiązków nałożonych na nią przez rodzinę, musi liczyć się z głęboką dezaprobatą społeczną.