Nikt nigdy nie będzie nas kochał tak bezinteresownie i troszczył się o nas jak matka. Relacja z matką jest dla dziecka pierwszą relacją, poprzez którą nawiązuje ono kontakt ze światem. Jest czymś jedynym w swoim rodzaju. Nie do zastąpienia.
O korzyściach, jakie czerpie dziecko z tej relacji powiedziano już bardzo dużo.
Zdarza się jednak, że w relacji matka – dziecko dochodzi do różnego typu trudności. Najczęściej spotykane to zaniedbywanie dziecka, stawianie mu nadmiernych, nieadekwatnych w stosunku do jego możliwości wymagań oraz nadopiekuńczość.
Zaniedbywanie dziecka i nieadekwatne oczekiwania – trudności w relacji matka-dziecko
Jakie mogą być skutki zaniedbywania, wiemy wszyscy. Wbrew pozorom zaniedbywanie – w tym emocjonalne – dzieci nie dotyczy wyłącznie rodzin z tzw. marginesu społecznego.
Kolejny problem to stawianie dziecku nadmiernych w stosunku do jego możliwości wymagań, jak choćby tych dotyczących ocen szkolnych czy też posiadanych przez latorośl umiejętności. Taka sytuacja wynika najczęściej z dwóch przyczyn.
Po pierwsze matki, czy też rodzice w ogóle, chcą by ich dziecko miało szczęśliwe, dobre życie i jako sposób na osiągniecie tego celu, widzą wczesne wdrażanie dziecka do nieustannej rywalizacji. Z otaczającym światem lub sobą samym. I niewątpliwie jest to sposób, nie wiem tylko, czy aby na pewno prowadzący do wychowania mądrego, akceptującego siebie człowieka.
Powodem drugim bywa niska samoocena rodzica. Dziecko służy wtedy najczęściej do rekompensowania sobie doznanych w życiu niepowodzeń i budowania pozytywnego obrazu własnego „ja”.
Straty, jakie ponosi w takiej sytuacji dziecko, znacznie przewyższają korzyści. Ma bowiem spore szanse wyrosnąć na osobę mającą nieustanne przekonanie, że nie jest O.K., że znowu czemuś nie zdoła sprostać, że do niczego się nie nadaje.
I zapewniam Państwa, że nie są to miłe odczucia.
Nadopiekuńczość ze strony rodziców to duży błąd wychowawczy
Problem kolejny, pozornie – ale tylko pozornie – przynoszący najmniejsze szkody to nadopiekuńczość.
Mówiąc o nadopiekuńczości, nie mam na myśli oczywiście zdrowej troski o dziecko, zainteresowania nim i jego sprawami, a nawet odrobiny nadmiernej pobłażliwości (od czasu do czasu oczywiście).
Nadopiekuńczość to taka sytuacja, w której dziecko pozbawione jest możliwości zdobywania własnych doświadczeń, uczenia się, że każde działanie pociąga za sobą określone konsekwencje.
Czym się ona przejawia? Choćby tym, że jeśli dziecię nie zawiązało butów, to należy mu je zawiązać, nie napisało wypracowania, to trzeba mu je napisać, nie przeczytało lektury, to należy mu ją głośno przeczytać lub przeczytać po cichu i głośno opowiedzieć. Nie zabrało do szkoły kostiumu na gimnastykę – dowieźć. Zapomniało co zadane – zadzwonić do kolegi i zapytać. Nie odrobiło lekcji – usprawiedliwić.
Generalna zasada towarzysząca nadopiekuńczości brzmi: „Niech się tylko nie zmęczy (nie dozna przykrości, nie napracuje, nie zasmuci, nie zawstydzi itp.), bo na to jeszcze w jego życiu przyjdzie czas”.
Prorocze słowa
Oj, przyjdzie i to w dawce mogącej przekraczać siły dziecięcia, o ile nie zostało na to przygotowane.
Rozwój związany jest z wysiłkiem. Czasem nawet z cierpieniem.
Trzylatek, dzieląc się kawałkiem czekolady z bratem czy kolegą, może cierpieć, bo przecież wolałby zjeść ją sam. Cierpi również młody człowiek, mozolnie brnąc przez lekturę jakiejś bezwartościowej w jego mniemaniu cegły, rozwiązując kolejne zadanie tekstowe z matematyki czy też ponosząc konsekwencje swoich działań.
Tyle tylko, że jeśli pozwalamy mu doświadczać wysiłku, a czasem i bólu czy smutku na jego miarę, to wówczas istnieją spore szanse, że kiedyś, gdy pojawią się naprawdę poważne problemy, będzie umiał dać sobie z nimi radę. Choćby dlatego, że bogatszy będzie o wcześniej zdobyte doświadczenia. Jeśli mu tylko na to pozwolimy. Do czego serdecznie Państwa zachęcam.